Podczas pierwszego roku szkolenia na psychoterapeutę odbyły się dwa treningi. Na jednym z nich brałam udział w ćwiczeniu, które polegało (tylko!) na tym, by wyjść z pomieszczenia, za chwilkę wrócić do niego, stanąć przed całą grupą i powiedzieć oto jestem.
Czemu to jest takie straszne?
Rodząc się, oznajmiamy to światu pierwszym, rozdzierającym krzykiem. Potem, kiedy tylko mamy mokrą pieluszkę, jesteśmy głodni, coś nas boli i z wielu innych powodów – płaczemy, kwilimy. Około drugiego roku życia odkrywamy cudowny świat buntu i w ten sposób mówimy o sobie. Jeszcze w przedszkolu stosunkowo łatwo popadamy w szloch, gdy coś nas szczególnie zasmuci, wystraszy, zmartwi, a gdy nas coś ucieszy – śmiejemy się do rozpuku.
Niestety utrwalił się w naszej kulturze taki model wychowania, które koncentruje się głównie na strofowaniu i interesowaniu się dzieckiem, gdy robi coś niewłaściwego z punktu widzenia rodzica, który nie zawsze ma chęć lub cierpliwość, by wnikać w źródło „złego” zachowania i patrzeć na dziecko z miłością. Jesteśmy odtrącani, kiedy „sobie pozwalamy” i sprzeciwiamy się woli rodzica, a kiedy „nie zachowujemy się” i podczas rodzinnego obiadu „bawimy się” jedzeniem, układając z niego fantazyjne wzory, jesteśmy karani. Gdy zdarzy się nam z radości skakać jak piłka, możemy usłyszeć: nie ciesz się jak głupi do sera (zawstydzanie). Za spontaniczność spotyka nas wrogość lub pogarda. Efekt jest taki, że jako dorośli jesteśmy tak potwornie zahamowani, jakby ktoś nam odebrał odruchy (bez)warunkowe. Gdy uczestniczyłam w treningu prowadzonym metodą Lowena, a więc opartym na ćwiczeniach i doświadczeniach fizycznych, jednym z zadań było mocne rozmasowywanie swojej stopy piłeczką golfową. W pierwszych momentach, mimo bardzo mocnego nacisku, nikt nawet nie pisnął. Wszyscy w milczeniu, czasem z lekkim grymasem znosili ból. Zaczęliśmy „się wyrażać” dopiero, gdy prowadząca, Marzena Barszcz, powiedziała: no, co? Nie boli was?! Głos!.
Świadomość tego, co wyrażamy
Wyrażanie siebie wymaga kilku przymiotów i umiejętności, których nabycie może zająć sporo czasu. Po pierwsze – samoświadomości. Uzewnętrznianie się niespójne z potrzebami i własną funkcją osobowości może przynieść więcej szkody niż pożytku. Na przykład osoba introwertyczna, nieśmiała, która chce być postrzegana jako przebojowa i zaczyna przybierać pozę amerykańskiego żołnierza jest odbierana w najlepszym razie jako śmieszna. Dużo gorzej, jeśli inni uwierzą w jej „gruboskórną” pozę i przestaną być wobec niej delikatni. Wtedy taka osoba wystawia się na zranienie i przekraczanie jej granic. Dlatego w terapii Gestalt tak często psychoterapeuci pytają, czego potrzebujesz? Co czujesz teraz, gdy mi o tym opowiadasz? Podejmowanie działania lub interakcji bez świadomości tego, co czujemy, zużywa naszą energię, zamiast jej dodawać i budować nas. Jeśli na przykład rzucamy bliskiej osobie oskarżenia bez zastanowienia się, o co nam chodzi, łatwo wszczynamy kłótnię; tymczasem wystarczyłoby na chwilkę się zatrzymać i poczuć. Może po prostu się przestraszyłem, że nie mogę na nią liczyć? Może poczułam, że mi na niej zależy? Jeśli będziemy wyrażać to, co naprawdę jest w nas, nasze komunikaty do świata przyniosą nam odpowiedzi, których potrzebujemy i nie będziemy uciekać się do manipulacji, by zyskać to, czego chcemy.
Dzielność
Podczas jednej z superwizji powiedziałam do mojej nauczycielki, Zofii Pierzchały: ale ja się boję…, a ona na to: to bój się i rób! Bardzo urealnił mnie ten nakaz. Zrozumiałam, że z obawy przed złością klienta nie jestem całkowicie z nim szczera, podczas gdy sama zachęcałam go do „bycia sobą”.
Autoekspresja wymaga odwagi. Często spotykam się z założeniem, że zrobię coś, jak przestanę się bać. Otóż pragnę ogłosić, że ci, którzy uchodzą za odważnych także się boją, ale wyrażają siebie mimo tego! Jeśli będziemy czekać aż lęk, (głównie przed oceną lub odrzuceniem), minie, przesiedzimy w kącie większość życia. Dzięki odwadze wychodzimy na parkiet, gdy chcemy zatańczyć, dzięki niej idziemy za odruchem serca, dzięki niej siadamy naprzeciwko bliskiej osoby, wyznając jej, co nas trapi albo czego potrzebujemy.
Nie ma szans, by nasze działanie czy nasza osoba wszystkim się spodobała. Dlatego, podejmując ryzyko autoekspresji zawsze możemy w równym stopniu liczyć na głosy aprobaty co krytyki.
Obowiązuje zasada wzajemności
Nikt z nas – choćby po 50-ciu latach terapii – nie jest zupełnie odporny na ocenę i krytykę. By pokazać siebie, trzeba mieć minimalną chociaż nadzieję na życzliwość otoczenia, (co jest niebywale trudne dla osób, które wychowywały się w przemocowym środowisku). Jeśli oczekujemy od innych przychylnej interpretacji naszego zachowania, sami również nie wydawajmy pochopnych osądów. Z taką wyrozumiałością nasze relacje z innymi, zwłaszcza najbliższe, mogą się stać cieplejsze i bezpieczniejsze. Rozszerzyłabym jednak wezwanie do bycia życzliwym również na nieznajomych. Na przykład, zazwyczaj, gdy widzimy brudną osobę leżącą na chodniku, zakładamy, że jest pijana i nie należy się jej żadna pomoc. A może warto jednak zapytać, co się stało? Albo, widząc rodzica nieprzyjemnie karcącego dziecko, założyć, że w tej chwili robi tyle, ile maksymalnie może.
Preferencje nie wymagają referencji
Wyobraźmy sobie taką sytuację: przychodzi synek do mamy i mówi, że chciałby dostać coś do zjedzenia, bo właśnie wrócił z podwórkowego meczu piłki nożnej, jest zmęczony, musi uzupełnić kalorie i nie chciałby zasłabnąć. Dziwne? To czemu tak często, gdy mówimy o swojej potrzebie, oczekiwaniu czy chęci, uzasadniamy je zupełnie jakbyśmy musieli każdego przekonywać, że do czegoś mamy prawo, albo że nasze preferencje są wystarczająco uprawomocnione zewnętrznymi okolicznościami?
Uzasadnianie swojego stanowiska w relacjach interpersonalnych często przybiera formę tłumaczenia się, które ma na celu zrzucenie odpowiedzialności. Na przykład, na pytanie o to, czemu nie posprzątałaś po powrocie do domu, pada odpowiedź: bo musiałam jeszcze zjeść, pościelić, a w ogóle to wczoraj sprzątałam, (więc już jestem usprawiedliwiona)… Tymczasem prawdziwa odpowiedź brzmieć może: wybrałam tego nie robić, bo wolałam odpocząć.
Po co się wyrażać?
Według niektórych koncepcji różne dolegliwości psychiczne, takie jak objawy depresyjne, lękowe czy nerwicowe wynikają z zahamowania autoekspresji. W psychoterapii Gestalt akcentujemy, że zdrowa samoregulacja polega na tym, że każda figura, potrzeba jest „domykana” lub zaspakajana. Jeżeli już wiemy, czego doznajemy, czego chcemy, a nie mobilizujemy energii i nie działamy, skazujemy się na gromadzenie psychicznego napięcia i frustrację. A poza tym, autoekspresja może być całkiem przyjemna albo przynosić ulgę. Wie to każdy, kto choć raz śpiewał gospel, miał atak nieuzasadnionego śmiechu, brał udział w tańcu kontakt-improwizacja, ekstatycznie puścił (się) w seksie albo stłukł w złości szklankę.