Mam nadzieję, że tekst ten nie będzie zbyt moralizatorski; chociaż nie chciałam za wszelką cenę unikać jego etycznego wydźwięku, ponieważ mówiąc o odpowiedzialności po trosze do niej wzywam.
Na wielu stronach poświęconych terapii Gestalt znajdziecie cytat z francuskiego eg`zystencjalisty:
Co to oznacza?
Jeśli to, co z tobą zrobiono to coś dobrego i budującego, np. rodzice w sensowny sposób odzwierciedlali to, jakim byłeś fajnym chłopcem, to jako dorosła osoba jesteś odpowiedzialny za to, jak wykorzystasz swoje zasoby, talenty. Do ciebie należy decyzja, czy swoją siłę wykorzystasz do pomagania społeczeństwu, do zapewnienia wiktu sobie i rodzinie, do zrobienia świetnego interesu, czy do okradzenia kogoś lub pobicia go.
Jeśli to, co z tobą zrobiono, można ująć w kategoriach krzywdy lub przemocy, masz wybór: pielęgnować bycie ofiarą, sublimować cierpienie (np. przez tworzenie sztuki), przygotowywać się do zemsty, wybaczyć sprawcy i żyć dalej lub wyprzeć uraz ze świadomości. Oczywiście większość z tych „wyborów” pozostaje poza naszą wolą dopóki nie wydarzy się coś przełomowego i uświadamiającego nam, jakiego wyboru dokonaliśmy (nawet na przedświadomym poziomie, jako dzieci).
Wiele osób pyta mnie, po co mi właściwie świadomość, że skoro tata nie cieszył się, że jestem dziewczynką, to nie umiem znaleźć teraz mężczyzny, który by mnie kochał? Właśnie po to, byś mogła wziąć odpowiedzialność za to, co robisz ze swoim bieżącym doświadczeniem: nadal potwierdzać przekaz taty, że się nie nadajesz do kochania, czy się skonfrontować z tym, co robisz, gdy spotykasz (całkiem dorzecznego) mężczyznę. Niektórzy twierdzą nawet, że sama świadomość wystarcza do zmiany i jest ostatecznym celem terapii. Ja bym jednak do tego dodała, że ważny jest też krok dalszy: skoro wiem, jaką mam tendencję, to szybciej rozpoznaję, kiedy działam automatycznie i mogę zdecydować w danej sytuacji, że zachowam się inaczej.
Odpowiadasz za to przed instancją, jaką sobie wybierzesz: przodkami (czyż nie dlatego dochowujemy tradycji?), partnerem, dziećmi (ilu rodziców postanawia rozpocząć terapię, by być lepszym wzorcem dla swoich pociech?), sądem, Bogiem, samym sobą.
Sposoby wyrzekania się odpowiedzialności
Odpowiedzialność zawsze istnieje – można ją tylko różnie przypisywać: sobie, innym, „sytuacji” (nigdy nie wiem, co to znaczy), losowi lub światu.
Procedury językowe w terapii Gestalt – specyficzny sposób użycia języka
Do najbardziej rozpowszechnionych należą takie zwroty jak: nie mogę i muszę. Dzięki nim unikamy pójścia na niezbyt nęcące spotkanie, tłumacząc, że nie mamy wyboru. Jakkolwiek społecznie przydatne, uniemożliwiają kontakt z drugim człowiekiem i ze sobą, a nadużywane dają nam poczucie, że nic od nas nie zależy. Swoją drogą, osoby, które szczególnie często myślą/mówią, że coś muszą, mają za sobą dzieciństwo wypełnione obowiązkami i przymusami, których niedopilnowanie okupione było lękiem przed jakąś katastrofą (gniewem rodzica, karą, poniżeniem).
Innym zabiegiem językowym jest niewskazywanie konkretnego podmiotu odpowiedzialnego za działanie, gdy mówimy np.: stało się; udało (mi) się; człowiek lubi dobrze zjeść; na wesele zaprasza się chrzestnych. Odwołujemy się wówczas do pewnego utartej społecznie „prawdy”, zwyczaju lub mody, które niejako ograniczają do minimum opcje naszego zachowania. Podobnie jest z używaniem słów: trzeba i (nieco „lżejszych”) należy, powinno się.
Konfluencja – psychiczne „zlanie się” z drugą osobą
Patrząc na konfluencję pod kątem dystrybucji odpowiedzialności, oddajemy ją drugiej osobie, jednocześnie unikając zidentyfikowania swoich chęci, potrzeb, preferencji. Taki dialog:
– A ty?
– Nie wiem, mógłbym zrobić spaghetti albo zamówić pizzę.
– Jak wolisz.
Mówiąc żargonem, za tym mechnizmem stoi lęk przed wyodrębnieniem się i przed wyłonieniem swojej figury. O ile konfluencja pomaga nam zachwycać się osobą, w której się zakochaliśmy, a jako niemowlętom umożliwiała przetrwanie, o tyle w dorosłym życiu jest po pierwsze denerwująca dla osób z otoczenia, a po drugie – jak wejdzie w krew – powoduje, że któregoś dnia załamujemy się, bo już nie wiemy, ani kim jesteśmy, ani czego chcemy w życiu. Warto pamiętać, że w relacjach miłosnych to właśnie różnica między Ja a Ty nas pociąga i podnieca, a nie to, że druga osoba jest taka jak my lub uległa i… bezpłciowa.
Projekcja – przypisywanie innym tego, co jest nasze
Niejednokrotnie łatwiej nam widzieć w innych to, czego sami w sobie nie lubimy. Przykłady? „Widzimy” w interlokutorze, że ten złości się na nas, podczas, gdy to my się wkurzyliśmy na jego ostatnie słowa. Innym przykładem byłaby sytuacja, w której obawiamy się, że komuś bardzo się podobamy, a ten ktoś nam nie, więc zaczynamy go unikać, podczas gdy to nas ta osoba pociąga i obawiamy się tego, że pociąg do niej jest w jakiś sposób niewłaściwy – zagraża naszemu związkowi lub jest niezgodny z naszą (deklarowaną) orientacją seksualną.
Często projektujemy na innych także w bardziej subtelny sposób, a mianowicie, używając czasowników w drugiej osobie liczby pojedynczej zamiast – w pierwszej. Mówimy: facebook mnie rozprasza; wkurzasz mnie; ten film mnie nudzi; to, co robisz mnie rani. W ten sposób winę za nasz nieprzyjemny stan emocjonalny przypisujemy innym, sami pozostając nieskazitelnymi. Prawda jest zaś taka, że pomiędzy tym, co ktoś/coś robi (wobec nas) są jeszcze: nasza wybiórcza percepcja, interpretacja, interesy i różnorodne emocje.
Profleksja – robienie innym tego, co chcielibyśmy, by uczyniono nam
Najczęściej dotyczy to sytuacji społecznie uznanych za czynienie dobra, ale dla „obdarowywanego” jest to nad wyraz męczące lub irytujące. Scena przy rodzinnym obiedzie: babcia nakłada wszystkim dodatkowe porcje jedzenia, podczas gdy sama już jadłam jak gotowałam. Oczywiście, to bardzo szlachetnie i naturalnie, że nasi opiekunowie o nas dbają. Obserwując jednak takie sytuacje, mam wrażenie, że owi opiekunowie stosują „przemoc w białych rękawiczkach”, ponieważ nie widzą swoich pociech i nie zadają kluczowego pytania: czego chcesz? Czego potrzebujesz? (Ta uwaga dotyczy także wszystkich wykonujących zawód pomocowy, którzy pozwalają, by ich tendencje ratownicze grały pierwsze skrzypce w kontakcie z klientami). Profleksję wzmaga też przykazanie: kochaj bliźniego swego jak siebie samego, gdy pomijamy umiłowanie samych siebie i stajemy się matką-Polką.
Ludzie, którzy stosują profleksję są bliscy łez, gdy mają przyjąć od kogoś podarunek, ponieważ nigdy nie miei okazji dostać tego, czego potrzebowali lub o czym marzyli; ich rodzice pokazywali im, że ich potrzeby nie są ważne. Znakomicie jednak wyczuwają najlżejsze sygnały, że ktoś może czegoś chcieć od nich (niestety też często dokonują nadinterpretacji) i biegną z pomocą. Tymczasem, głęboko pod spodem, jest ich niezaspokojenie i wyparte pragnienie doznania opieki i dobroci.
Bierna agresja, czyli foch
Dobrze ilustruje ją dowcip rysunkowy Andrzeja Mleczki, w którym kobieta zwraca się do mężczyzny: Pewnie myślisz, że przez ostatnie dwie godziny milczałam tak sobie… Nie, mój drogi! Ja milczałam znacząco (http://sklep.mleczko.pl/environment/cache/images/0_0_productGfx_208eab414a8f60488204fbe453ef5a0b.jpg). Sednem sprawy w biernej agresji jest przeżywanie złości, frustracji itp. i powstrzymanie się od ich wyrażania wprost przy jednoczesnym wycofaniu się ze spontanicznego kontaktu z osobą, na którą jesteśmy źli. Co ma do tego odpowiedzialność? Unikamy w ten sposób konfrontacji z drugą osobą i ze swoimi emocjami. Ten, kto kiedykolwiek taką grę uprawiał, wie dobrze, że wówczas atmosfera gęstnieje tak bardzo, że druga osoba w końcu wyczuwa, że coś jest nie tak i wtedy można liczyć na to, że to ona rozpocznie działania zmierzające do wyjaśnienia sytuacji.
Sposoby brania odpowiedzialności
Jak w takim razie wziąć odpowiedzialność za swoje życie?
Wychowanie do odpowiedzialności
Obrazek podczas ubierania (się) kilkulatki:
– Nie wiem!
– Nie wybiorę za ciebie.
– Ja nie wiem!
– Poczekam aż się zdecydujesz. Dopiero potem wyjdziemy.
– Sam wybierz!
– Nie, to twoje ubranko.
Ta dramatyczna i okupiona napięciem historyjka pokazuje, jak możemy wychowywać dziecko, by pokazać mu, że jest bytem wolnym, a wolność zawsze idzie w parze w odpowiedzialnością (tak, niestety). Gdyby rodzic zdecydował za dziecko, mogłoby się czuć stłamszone, (bo było bierne) lub niezadowolone, (bo rodzic pominął jego preferencje). Uczyłoby się, że sytuacja życiowa jest niejako dana z góry i trzeba się do niej albo dostosować (tu rozwija się konfluencja), buntować (w mniej lub bardziej otwarty sposób) lub być jej ofiarą (wyuczona bezradność i postrzeganie świata w kategoriach kat-ofiara). Podobnie rzecz ma się w procesie psychoterapii, gdy klient stara się zachować tak, by to terapeuta zdecydował, co ma klient zrobić. Jeśli terapeuta odpowie pozytywnie na to wezwanie, wpadną w pułapkę – może dojść albo do dewaluacji terapeuty (No tak, nic, co robisz mi nie pomaga/krzywdzi mnie) i wejścia w rolę ofiary albo do idealizacji terapeuty (Na pewno masz dla mnie wspaniały pomysł!) i poczucia braku kontroli nad swoimi wyborami (To nie ja się zmieniłam, tylko ty mnie uzdrowiłaś).
Zmiana języka
Ludwig Wittgenstein był zdania, że granice mojego języka są granicami mojego świata. Zdecydowanie się z nim zgadzam – język, słowa, których używamy mają wpływ na to, jak kształtujemy relację ze sobą i ze światem, a także są ich odzwierciedleniem. Dla tych, którzy chcą poczuć się wolnymi, mam poradę: włączcie do swojego codziennego słownika:
– wybieram, np.: obiecałam sobie codziennie ćwiczyć i jednocześnie wybieram, że w tym czasie napiszę artykuł (;)) zamiast: powinnam teraz poćwiczyć;
– decyduję się, np.: podobają mi się inne kobiety i chętnie nawiązałbym romans, ale decyduję się dochować wierności, zamiast: nie mogę być niewierny lub poświęcę się dla związku;
– robię (chodzi mi o „bezpośrednie” czasowniki, które pozwalają unikać operatorów możliwości i tłumaczenia się), np. nie spotkam się z tobą w poniedziałek zamiast: nie mogę spotkać się z tobą, bo…;
– chcę/nie chcę zamiast: wolałabym, chciałabym;
– proszę cię o… zamiast byłoby dobrze, przydałoby się, np. posprzątaj po sobie, proszę zamiast: byłoby dobrze tu sprzątnąć;
– nie zgadzam się zamiast: nie wolno.
Zmiana zachowania
W internecie krąży tekst, który prosto opisuje, na czym polega branie odpowiedzialności za swoje emocje i potrzeby, której uczymy w Gestalcie. Obok cytowanego tekstu wstawiłam odpowiedzi, jakie słyszę od klientów i które powodują ich cierpienie. A powodują one co u ciebie?
Chcesz się spotkać? Zaproś.
[O, co to, to nie! Ile razy już zapraszałam?!]Pragniesz zrozumienia? Wyjaśnij.
[Powinien się domyśleć!]Masz pytanie? Zapytaj.
[Eee, moje pytanie jest głupie./Co on sobie o mnie pomyśli?]Nie lubisz czegoś? Przyznaj to.
[Nie mógłbym – byłoby jej przykro.]Lubisz coś? Nie kryj się z tym.
[Nie, to mało ważne.]Chcesz czegoś? Poproś.
[Nie mogłabym okazać takiej słabości!]Kochasz kogoś? Okaż to.
[Wstydzę się./Boję się jej reakcji.]Po co właściwie brać na siebie ciężar odpowiedzialności?
– aby zyskać poczucie wpływu na swoje życie;
– aby mieć kontakt ze sobą, a przez to zyskać poczucie siły wewnętrznej;
– aby nawiązać kontakt z innymi, a przez to – autentyczne i życiodajne relacje międzyludzkie;
– aby zyskać poczucie wolności, (bo wolność jako taką, to już mamy).
* Swoje to ważne słowo w tym „przykazaniu”, zwłaszcza w kontekście nadodopowiedzialności, czyli tendencji czy zachowania, w których podmiot czuje się odpowiedzialny również za to, co nie należy do niego. Osoby nadodpowiedzialne nie tylko dają się wykorzystywać i tego nie dostrzegają, ale też mają słabe wyczucie granic innych ludzi, co może powodować liczne konflikty interpersonalne. Ale może o nadodpowiedzialności – innym razem.